Lampedusa: wielki przypływ ludzkiego cierpienia
Kiedy po raz pierwszy spojrzałam na okładkę Wielkiego przypływu Jarosława Mikołajewskiego, widziałam spokój. To było zaproszenie do krainy szczęśliwości, małej wyspy, ukrytej gdzieś wśród fal Morza Śródziemnego. Po przeczytaniu tej książki, widzę strach przed przyszłością. Pasażerowie łodzi kierujących się w stronę Lampedusy są przerażeni, ale poświęcają wszystko – zdrowie, godność i życie, by tu dopłynąć. Ci, którzy stoją na brzegu i na nich czekają, boją się, że znów będą oglądać śmierć w zwielokrotnionej postaci.
Lampedusa mogłaby być krainą szczęśliwości. Wspaniałą wyspą, której spokoju nic nie jest w stanie zniszczyć. Ale nie jest. Każde z kolejnych zwłok migrantów, którzy próbują dostać się do Europy, nie pozwalają na zachowanie normalności. Dla mieszkańców wyspy te tragedie składają się na codzienność, której nie można zaakceptować. Bo kto by potrafił to zrobić? Wszyscy czekają na jakieś rozwiązanie. Wszyscy z bohaterów Wielkiego przypływu, którzy rozmawiali z Jarosławem Mikołajewskim, chcą by dzięki ich opowieści ktoś w końcu otworzył oczy, coś zrobił, zmienił. Problem imigrantów jest dla Europy coraz bardziej palący. Ta książka pokazuje jeszcze jedną jego stronę.
Wielki przypływ jest opowieścią o ludzkiej tragedii. Wzrusza, oburza, może nawet epatuje cierpieniem. Ale jest też w niej coś z fantastycznych opowieści o krainach, w których czas się zatrzymał, o małych społecznościach, które funkcjonują jakby na marginesie współczesnego świata. Lampedusa jest zamkniętą, magiczną przestrzenią, w której ksiądz, lekarz, akuszerka-znachorka i kilka innych osób starają się stawić czoło napływającej fali imigrantów – żywych, uratowanych z łodzi i martwych, wyciąganych z morskich głębin. Starają się o zachowanie ludzkiej godności i pamięci o nich. Wciąż czeka się tu na jakąś zmianę. A zmiana nie nadchodzi. Jarosław Mikołajewski snuje swą poetyką opowieść, zacierając granice między ludźmi, zwierzętami i rzeczami. Wszystko ma tu taką samą rację bytu, wszystko jest równe i niesie ze sobą jakąś historię. Błąkające się wszędzie psy, wraki statków, imigranci to świadkowie różnych zdarzeń, zwykle jednak ludzkiego cierpienia.
Nie jest mi łatwo o tym tekście opowiadać. Wielki przypływ to nieduża książeczka. Nie trzeba więcej, by opisać cierpienie i wystarczy tyle, by zrozumieć to, co oczywiste.
Jarosław Mikołajewski, Wielki przypływ, Fundacja Instytut Reportażu. Dowody na Istnienie, Warszawa 2015. ISBN: 978-83-943118-0-3. 139 stron. Seria reporterska.