I co, umrę od tego? Czyli być matką w teorii i praktyce
6.00 rano. Dzwoni budzik. Szybko. Pod prysznic. Włosy, zęby, golenie, balsamowanie, wycieranie, suszenie, makijaż. Szybciej! Żebym tylko napisała ze dwie strony, zanim wstanie. Ubieranie. Kanapka. Albo nie. Daj sobie spokój z kanapką. Zjesz, kiedy mała się obudzi. Kawa. Okulary. Komputer. Czysta kartka. O czym to ja mam dzisiaj pisać? Brief. Szybko. Piszę.
– Mamo!!! Wstałam!
– Cholera!
Dobra. Nerwowe spojrzenie na zegarek. 6.45. Schodzimy do kuchni. Bajka. Robię kanapkę. Gotuję mleko.
– Zjedz. Tylko wypij całą herbatę. Ja lecę na górę. Chwilę popiszę. Zejdę, kiedy mleko ostygnie, żeby ci je dać. Za cztery godziny musimy zbierać się do szkoły. Pobaw się w tym czasie.
Wstawiam nowy post na fejsa. Piszę. Jeszcze tylko strona i gotowe. Po południu jedna recenzja. Wyrobię się!
– Mamo! Musimy przed szkołą jechać do sklepu. Pani dała nam nowe ćwiczeniówki. Trzeba je obłożyć i podpisać.
Nerwowe spojrzenie na zegarek. Telefon.
– Pani Magdo, ten wczorajszy artykuł trzeba trochę poprawić. A, i mam dla pani coś ekstra. Będzie Pani zadowolona. Na szybko. Jedna strona. Do 15.00 się pani wyrobi?
Oczywiście, że się wyrobię. Głupie pytanie.
– Ubieraj się. Myłaś zęby? To na co czekasz? Leć szybko.
– Ale ja nie umiem szybko. Tobie to zależy tylko na tych zębach, na tym, żeby się nie spóźnić. Na mnie to ci nic nie zależy!
Nie komentuję. Brakuje mi słów. Od sześciu lat pracuję jako freelancerka. Cały dzień organizuję tak, żeby pogodzić jej potrzeby z moimi potrzebami. Nie, nie z moimi, z potrzebami mojej pracy. Mała jest. Nie rozumie. Czemu stoję i gapię się głupio w okno? Przecież nie zdążę. Telefon.
– Pani Magdo, klient się niepokoi. Ma Pani ten tekst? Wiem, miał być do 13.00, ale wie Pani jak jest.
Szybko. Wszystko wzięłyśmy? Praca domowa, zeszyty, ćwiczeniówki, kanapka, owoc, sok, strój na gimnastykę. Wyjeżdżamy. Żeby tylko nie było korków. Jeszcze ten sklep. Wpadamy do szkoły. Macham na pożegnanie. Pani wróciła do pokoju nauczycielskiego.
– To ja już lecę. Muszę do pracy.
– Nie, nie idź. Zostań ze mną. Kto jest ważniejszy dla mamusi, praca czy córeczka?
Biegnę. Jeszcze skoczę po chleb. Obiad? Co dziś na obiad? Dobra. Wejdę do supermarketu. Wpadam do domu. Rzucam zakupy na podłogę w kuchni i lecę na górę. Rozpakuję, kiedy wyślę artykuł. Nerwowo czytam. Coś mi nie pasuje. Czytam raz jeszcze. Telefon.
– Pani Magdo, czekamy już na ten tekst.
Trochę trzęsą mi się ręce, ale łatwo to opanować. Do wszystkiego można przywyknąć. Wysyłam. Już po 14.00? Dobra. Mięso leży w torbie na ciepłych płytkach. Zbiegam na dół. Wrzucam je do wody. Coś z niego później zrobię. Wchodzę na górę. Domofon. Listonosz. Piszę. 15.20. Telefon. Nie odbieram już, bo przecież miałam to dawno skończyć. Wysyłam. Chwila dla siebie. Dokładnie piętnaście minut. Wstawiam więc zupę. Robię kawę i piję ją w międzyczasie. Bo jeszcze trzeba odkurzyć. Pranie wstawić. Jechać po córkę. Następnego dnia rano muszę oddać kolejny artykuł. Dobrze byłoby napisać już coś dzisiaj. Pamiętam o pracy konkursowej do szkoły i o dentyście. Znów nerwowe spojrzenie na zegarek. Dam radę. Jeszcze jest noc przede mną.
19.00. Mąż wraca do domu. Jemy. Chwilę rozmawiamy.
– Muszę dziś skończyć jedną reklamę – mówi.
Dobra.
– To siadamy, mała, lepimy zająca. I pracę domową musisz odrobić.
– Muszę? Jeszcze chwilę pooglądam bajkę.
– Siadaj do odrabiania lekcji! Jutro znów nie będzie ci się chciało wstać i się do szkoły spóźnimy.
– No i co, umrę od tego?
Nie umrzesz. Ja też nie umrę, kiedy nie wstanę o 6.00 rano. Można być perfekcyjną mamą i pracownicą? Tylko w teorii. W praktyce jest inaczej. Jestem w stanie pisać cały dzień, bez przerwy. Lubię to robić i sprawia mi to dużo satysfakcji. Ale jestem też mamą. Spóźnię się z tym artykułem. Nie zrobię dzisiaj pracy na konkurs. Nie uprasuję i nie posprzątam. Przecież nie umrę od tego.
Więcej opowieści o macierzyństwie znajdziecie na audiobooku “Matko, czy możesz mieć wszystko”: